![]() Przywódca: Haven Zastępca Yvette ![]() Przywódca: Lishia Zastępca Dark Souls ![]() Przywódca: Kamirah (okres próbny) Zastępca Brak |
Najbliższy miesiąc zapowiada się umiarkowany oraz spokojny. Temperatura nie przekroczy 23 stopni Celsjusza, nie spadnie też poniżej 18. Lekki, delikatny wiatr napłynie z zachodu, zaś opady deszczu będą przelotne i śladowe. |
Z wyrazem niepokoju spojrzał na Hectora, miał liczne rany, zadrapania i najwyraźniej złamane kości, nie wyglądało to dobrze.
- Zanim cokolwiek zrobię muszę najpierw zdobyć jakieś zioła... - mruknął. Szybko odwrócił się i poszedł w kierunku jakichś łąk, lasów, równin, czegokolwiek gdzie mógł znaleźć coś potrzebnego. Opuścił tereny.
Offline
Z tym co znalazł w lesie wrócił do doliny, zatrzymał się przed dinozaurami i wypuścił z pyska zebrane zioła, a nazbierała się tego spora kupka. Oddzielił poszczególne zioła, i niektóre z nich zmieszał, po czym nałożył je na rany na łbie i ogonie małego raptora, tworząc prosty okład.
- Aloes powinien uśmierzyć ból, zaś niezapominajki w połączeniu z bluszczem powinny przyspieszyć gojenie się ran. Niestety nie mam wpływu na złamane kości, tutaj one muszą same się zrosnąć. Istnieję prawdopodobieństwo, że zrosną się one krzywo. - Powiedział do Hectora i odwrócił w stronę Lishii. Ona też o coś go prosiła. Ponownie zmieszał zioła, tym razem pęd dzikiej róży, bez, trochę bluszczu i resztki niezapominajek, aloesu mu już zabrakło. Trochę słabszy, ale nadal skuteczny okład.
- Tutaj efekt podobny jak u raptora, zioła powinny przyspieszyć gojenie.
Offline
Dziękuję... - udało mu się wydusić. Po chwili zasnął. Majaczył coś przez sen, ale niedługo potem przestał.
Offline
Uważnie słuchała co mówi Proteus o stanie zdrowia Hektora. Niestety, miał one nałamane kości. Hektor zasną więc miała chwilę czasu dla siebie -Bardzo ci dziękuję Proteusie. Po czym ruszyła w stronę granic terytoriów.
Offline
Obudził się po kilku przespanych godzinach. Czuł się lepiej. - Gdzie znów poszła Lishia? - pytanie było skierowane do samego siebie. Ból już tak nie dokuczał jak przedtem. Spróbował wstać. Cóż, próba zakończyła się niepowodzeniem z dodatkiem kilku cichych jęknięć. Jak ja teraz będę polował?
Ostatnio edytowany przez Hector (2014-04-08 07:03:57)
Offline
Wróciła do Hektora, mając nadzieję że już się obudził. Hektor leżał sobie, a wyglądał znacznie lepiej. Położyła rybę obok niego, zauważyła że ta ryba była dwa razy większa od niego -Najedz się, jak tam twoje nogi?Lepiej się czujesz? Położyła się obok niego, słońce już zachodziło a w jej ciele zaczynała rozpalać się nienawiść do Kecalkoatla - Dowiedziałam się, co się stało dokładnie z tym całym Martysziem czy jak mu tam. Od dzisiaj jest moim arcywrogiem. Uważa nas za niezorganizowanych, niepotrafiących się bronić dzikusów. Wywyższa się, jest strasznie chamski... i jutro postaram się go nie zabić. Ale nie obiecuję. Mam też opcję, by pójść do różowej salamandry, która spełnia jedną zachciankę każdego, kto wypełni jej zadanie. W jej głosie rosła nienawiść. Ten latający szkielet bezczelnie porwał Hektora z jego WŁASNYCH terenów, a to jest surowo zakazane. Gdyby udało jej się wykonać zadanie od salamandry, mogłaby ją poprosić o zabicie lub usunięcie z tego świata tej jaszczurki. A jak nie, to chociaż pozbawienia go swej wielkości i siły. Oczywiście, bardziej podobała by jej się opcja z zaatakowaniem tego szkieletora i pożądnego zranienia go.
Ostatnio edytowany przez Lishia (2014-04-08 19:02:27)
Offline
Czuwał nad śpiącym raptorem z własnej woli i czekał na powrót przywódczyni, a gdy ta wróciła widział jej wściekłość i rządzę zemsty. Jednak Hector się obudził i próbował wstać, nie było to dobrym pomysłem.
- Nie wstawaj, wypoczywaj. Staraj się nie przemęczać, skakać, biegać, za niedługo powinieneś odzyskać władzę w łapach, ale teraz leż. - Mruknął do raptora i zwrócił się do Lishii.
- Co do salamandry chyba ją widziałem... A przynajmniej widziałem jakieś różowe płomienie, gdy szukałem ziół, a potem wracałem, było to nad Słonecznymi Skałami
Offline
Podziękował Lishii i zwrócił się do Proteusa - Z łapami wszystko w porządku, tylko te połamane żebra i kości - Przerwał aby wziąć kęs wielkiej ryby. - Czuję się dobrze, ale Lishio, to sprawa między mną a nim. Poza tym Salamandra może Ci dać zbyt niebezpieczne zadanie. Zaczął jeść rybę topiąc się we własnych myślach.
Ostatnio edytowany przez Hector (2014-04-09 09:50:47)
Offline
-Tak to między innymi sprawa między tobą a nim, ale on jest od ciebie z trzydzieści razy większy. Wystarczy jedno porządne kłapnięcie jego dziobem a zmiażdży ci czaszkę. A co do salamandry, to uwierz mi. Życie dało mi ostrą szkołę, nie boję się niczego, skoczę nawet do przepaści i spróbuję się nie zabić żeby wykonać jej zadanie. Ostatnie zdanie bardziej wywarczała niż powiedziała. Nienawiść rosła w jej głowie, będzie musiała to wytłumaczyć na kolejnym spotkaniu. Gdy Proteus powiedział, że ostatnio widział salamandrę przy Słonecznych Skałach, wstała i rzuciła tylko -Idę do salamandry, nie będę atakować (na razie) tego szczura, bo nie chcę zrazić do siebie Havena i Yvette. Ruszyła przed siebie, poszukać "Obcego".
Ostatnio edytowany przez Lishia (2014-04-09 14:28:26)
Offline
Dokończę to, co zacząłem. Nawet jeśli jest większy, to nie podkulę ogona i nie ucieknę. - oznajmił i dodał ciszej - Nawet jeśli zakończy się to moją śmiercią. To oczywiste, iż nie pokona Martisa. - Co do salamandry znasz moją opinię. Zjadł trochę ryby, lecz przestał, był już syty.
Ostatnio edytowany przez Hector (2014-04-09 15:58:54)
Offline
Przydreptał na tereny klanu natury. Cóż, zanim dojdzie do swoich, warto zaznajomić się z innymi, aby w razie potrzeby wychwalić się wiedzą. Ogromny dinozaur plątał się nieopodal, Jonah był dla niego niczym bakteria, którą zobaczy dopiero po przybliżeniu łba do samej ziemi. Niżej leżał jakiś poobijany, niemalże konający raptor.
Jonah podszedł do niego z szyderczym uśmiechem.
- A dzień dobry kruszynko. Cóż się stało, żeś taki obolały i niemalże witający się ze śmiercią, hęę? - mówiąc to dreptał wokół nieraz przechodząc nadeń, tak jak padlinożerca cieszący się z przyszłego posiłku. Co róż oblizywał pysk, być może jak cicho go udusi, to ten gigant niczego nie zobaczy. Tak tak, idealny wręcz plan!
Jego kołnierz się otworzył. W przeciwieństwie do ciemnego i szarogranatowego ciała, rozmaite okręgi i wzory na błonie były soczyście niebieskie i turkusowe. Wyszczerzył złowieszczo kły okrążając być może przyszły obiad. Po chwili jednak gigant się poruszył i Jonah schował zwracający na siebie uwagę kołnierz. Skakał nad raptorem niczym podniecony co róż zbliżając pysk do szyi. Wąchał ją, nieraz otwierał paszczę i blisko niej kłapał szczękami.
Ostatnio edytowany przez Jonah (2014-04-09 17:23:57)
Offline
Cóż, pewien tyranozaur mną machał i rzucił o skałę , a następnie zostałem upuszczony z dużej wysokości także na kamienne podłoże - beztrosko odpowiedział przybyszowi, który najwyraźniej upatrzył go jako przekąskę - Nie radziłbym. Jesteś akurat na moim terenie i nie masz prawa mnie atakować, uwierz. Poza tym wystarczy, że głośno krzyknę - zatrzymał się, ale dodał - Jak cię zwą? Może się powinienem zapoznać cię z Proteusem? - w tym momencie wskazał pyskiem olbrzymiego zauropoda.
Offline
Przechylił pytająco łeb, a z jego gardzieli wydobył się pomruk.
-A do czegóż potrzebne Ci jest moje imię? Żeby wiedzieć kto jest oprawcą? Na kim się mścić? Na kim zawiesić psy? - wymieniał przebierając łapkami. Jonah był typowym wariatem z uszczerbkiem w głowie, tak jakby wyrwał się ze szpitala psychiatrycznego. Wiecznie rozdygotany i pełen energii. (ADHD)
Niemniej jednak jego czas bytowania tu dobiegł końca. Widział, że klan natury jest w rozsypce.
Rozejrzał się jeszcze raz, po czym czmychnął w puszczę.
zt.
Offline
Szerokiej drogi brachu, szerokiej drogi - powiedział do siebie. Kolejny wróg. Już miał ich dużo. Przekręcił się na drugi bok z cichym jęknięciem. Jego kości prznajmniej nie bolały tak, jak przedtem. Ale był do niego podobny charakterem nie licząc tej zgryźliwości. - Jak się z tego wyliżę, udam się na spotkanie z Martisem. Jego gardło i umysł wypełnił śmiech Strike'a. - Tak, wróciłem mój drogi
Offline
Idąc do Doliny ujrzała od razu wielkiego zauropda i małą kropkę na ziemi. Poczuła także zapach przywódczyni która gdzieś pobiegła. Była chyba największym gadem w klanie. Podeszła powoli do zauropoda, miała nadzieję że nie pomyśli sobie że chce go skonsumować. Na ziemi leżał jakiś mini dinozaur. Był niczym kamyczek pomiędzy jej zębami. Przywitała się nieśmiało Witajcie, jestem Sierra. Mogę poznać Waszą godność? Zapytała przyjaźnie. Schyliła głowę w stronę malucha i poznała że to velociraptor.... który był mocno poturbowany.
Offline