Przywódca: Haven Zastępca Yvette Przywódca: Lishia Zastępca Dark Souls Przywódca: Kamirah (okres próbny) Zastępca Brak |
Najbliższy miesiąc zapowiada się umiarkowany oraz spokojny. Temperatura nie przekroczy 23 stopni Celsjusza, nie spadnie też poniżej 18. Lekki, delikatny wiatr napłynie z zachodu, zaś opady deszczu będą przelotne i śladowe. |
Niegdyś kotlina i przesmyk będący przydatnym skrótem między terenami, jednakże wszystko zostało zalane wodą tworząc małą rzekę, oraz jezioro.
Offline
Klan wody
Szybował dumnie wysoko nad ziemią ze zdobyczą w dziobie. W dole zauważył kotlinę, której ściany były gładką ścianą bez żadnego oparcia - Raptor stąd nie ucieknie. Jedynym wyjściem był malutki przesmyk, jednakże z tym nie było problemu. Martisyahu był silny oraz ogromny, więc zepchnął olbrzymią skałę w dół, która zablokowała ostatnią drogę ucieczki. Powstało tu swego rodzaju więzienie.
W końcu zadowolony z tego, co zrobił, wrzucił w wodę zieloną jaszczurkę, zaś sam spoczął na zwalonej skale, która blokowała drogę ucieczki.
- No mały, stąd nigdzie się nie ruszysz, zaś ja zamierzam pilnować Cię dopóty Haven i Yvette nie wrócą ze spotkania przywódców. - oznajmił mu, po czym spiął mięśnie i opuścił łeb nieco niżej.
Wyglądało to jak swego rodzaju wybieg... kawałek gruntu obsypanego kamieniami, duże jezioro, a to wszystko otoczone wysoką ścianą. Jedynie Martis mógł tu wlecieć, inna istota zabiłaby się próbując zeskoczyć na dół.
Offline
Raptor wyszedł na brzeg i otrząsł się z wody. Nie masz prawa mnie tu więzić! Byłem na swoich terenach, a ty mnie porwałeś! - Wrzasnął. Aż nim trzęsło ze złości - Ty skrzydlata kupo mięcha! Nie potrafił inaczej wyładować gniewu, który w nim narastał. Nerwowo chodził przy skalnej ścianie szukając jakiejkolwiek szczeliny,a choćby i pęknięcia.
Offline
Klan wody
- Twoje płytkie rzuty obrazami są niczym, uwierz kijanko, jeżeli przesadzisz połknę Cię w całości, wszelakie owady już mi się znudziły, czas na mięso. - mruknął, po czym otaksował ścianę po której chodził raptor. Nie było tam żadnego oparcia, jednakże znajdowała się niewielka szczelina. Cóż, jeżeli tam wejdzie będzie jak serdelka w potrzasku. - A teraz zamilcz już, bo oberwiesz bardziej. Należysz do tych chłystków, którzy tylko zawadzają klanowi wody, są dlań drzazgą w oku. - zasyczał doń z wyraźną wyższością.
Martis kupą mięsa... był lżejszy od przywódczyni klanu natury.
Offline
Złamałeś prawo - powiedział spokojnie z chytrym uśmieszkiem na pysku - Mam nadzieję, że się z tego nie wywiniesz. Cofnął się kilkanaście kroków dla utrzymania bezpiecznej odległości. - Może, jesteś większy i silniejszy, ale zauważ to, że jestem zwinniejszy od Ciebie. Trudno Ci będzie złapać taką wkurzającą, małą kropkę. - Odparł, a po chwili dodał - Opierzona żabko. Wiedział, że ostatnie słowa go zirytują. Odszedł jeszcze parę metrów tak, aby dzielił go duży dystans.
Offline
Za obcym zapachem doszedł nad zalaną kotlinę. Widział jedynie olbrzymiego Martisa na skale przed przesmykiem, jednakże echo spadających kamieni ze zbocza zwrócił jego uwagę. Znowu zobaczył tego natrętnego malca z klanu natury. Haven zaczął szarżować, będąc blisko za Martisem burknął, aby ten się odsunął. Haven zgrabnie wskoczył na skałę i wydał z gardzieli potężny ryk.
Tym razem pękł, co zdarzało mu się niezwykle rzadko. Najpierw ten zielony paszczur podsłuchiwał ich na spotkaniu, później klan ognia i natury postanowił polować, jakby to była restauracja, a na końcu Pani tego płaza po prostu stamtąd odeszła. Miał on wrażenie, iż po krainach Arcau stąpają same niewychowane bachory.
Jego ogon lekko falował w powietrzu, oczy przedstawiły jedynie gniew, zeskoczył ze skały w wodę i zaczął biec w stronę intruza wzburzając ją w powietrze.
Offline
Klan wody
Napuszył się czując łomot ziemi oraz głęboki oddech Havena za swoimi plecami. W ostatniej sekundzie wzbił się w powietrze i spoczął na wystającej ze zbocza gałęzi, w innym przypadku tyranozaur by go zgniótł.
Nie wyglądał na takiego jak zawsze, prowadziła go agresja oraz przymus rozładowania jej. Widząc, jak ten zaczyna biec na raptora rozpiął skrzydła i ruszył w jego stronę. W ostatniej sekundzie złapał zieloną jaszczurkę w dziób. Przecież tyranozaur jednym kłapnięciem by go zgniótł.
Offline
Co ty mi znowu robisz? - Zapytał zdezorientowany velociraptor - Przecież chwilę temu chciałeś mnie zabić! Nie wiedział co myśleć; na początku tu mnie przyniósł, chciał mi kark przetrącić, a teraz ratuje.
Offline
Szał w nim urósł, widząc jak jego podwładny, ratuje w tym momencie wroga. Tyranozaur wyskoczył w powietrze i złapał kecalkoatla silnymi szczękami za wyrośl na głowie. Rzucił nim o ścianę, jednakże na tyle lekko, iż nic mu się nie stało. Z dzioba wypadł ten mały jazgoczący jaszczur. Haven rozstawił szeroko nogi, pochylił łeb bliżej ziemi i zastygł w bezruchu. Ogon lekko falował na boki, zaś nos aktywnie pracował. W tejże pozycji szykował się na szarżę, łapał koncentrację aby w razie dłuższego pościgu mieć ułatwione zadanie.
Offline
Wszystko Ci wytłumaczę, tylko mnie nie zabijaj - powiedział szybko raptor - Daj mi szansę. Wstał schylony. Był cały poobijany po twardym lądowaniu. Patrzył Havenowi prosto w oczy.
Offline
Ot problem gigantycznego tyranozaura, iż nie umie on panować nad swoją dzikością. Mógłby w sumie wyładować złość na okolicznych drzewach czy Martisie, ale szkoda niszczyć terenu, zaś ten ptak mu niczym nie zawinił.
Postanowił się nie odzywać ponad normę. Machnął jedynie do góry łbem, przestąpił z łapy na łapę dając do zrozumienia, iż raptor ma się streszczać z wyjaśnieniami.
Offline
Po prostu twój podwładny mnie tu ściągnął - szybko powiedział raptor - Jeśli pozwolisz to już odejdę. Mówiąc to cofnął się o krok.
Ostatnio edytowany przez Hector (2014-04-07 13:29:52)
Offline
Klan wody
Podniósł się, wzbił w powietrze, po czym z siłą opadł na młodego raptora przytrzymując jego drobny łeb przy ziemi łapą.
- Cóż mój Panie, to prawda, ja go tu przywlokłem, niemniej jednak nie w celach towarzyskich, ale jako jeńca. - i tak rozpoczęła się jego długa i skomplikowana opowieść, która to po raz kolejny wychwala zalety swojego klanu - Klanu ognia, ani klanu natury nie musimy się obawiać, Panie, sam dobrze o tym wiesz. Przywódczyni tej hołoty całującej grunt pod moimi stopami, widząc mnie, po prostu uciekła z WŁASNYCH terenów. - mówiąc to, wyodrębnił jedno słowo, które było wręcz znaczące w tym wszystkim. - Jesteśmy formami życia stojącymi wysoko nad ich rozwojem. Potrafimy myśleć, współpracować, tworzyć strategie a nawet bronić własnych terenów. Jest tu ostatnimi czasy nudno, więc drobna zabawa wpłynie nam na korzyść, Panie. Sądzę, że porwanie takiej kuli u boku, która wszystkich irytuje, plącze się pod nogami, szpieguje oraz łazi tam, gdzie nie powinna, jest po prostu ukazaniem naszego zdecydowania, braku bojaźni, o posiadaniu własnego zdania i ukazaniu, iż za niedotrzymanie własnego zemścimy się. - tu wziął głęboki oddech zaciskając szpony u łap mocniej na pysku jaszczurki. - A przecież... silniejsi wygrywają. Sam Panie dobrze wiesz, że jesteśmy na Arcanie dotychczas najpotężniejszym klanem, więc innymi możemy się pobawić, nic nam nie zrobią!
Offline
Miło jest atakować słabszych, co? Ty nie masz honoru, znęcasz się i traktujesz nas jak robaki w błocie po których można deptać! Może i jesteśmy słabi, ale to nie powód do wywyższania się! Nadęta szumowino - Wszystkie słowa przepełniał jad nienawiści - Może wyjawisz mi swoje imię?
Ostatnio edytowany przez Hector (2014-04-07 15:10:29)
Offline
Hector, nie mogłeś ugryźć go w łapę i się oswobodzić.
Po 1, jak wyobrażasz sobie dinozara któremu w tak chorobliwy sposób wygina się pysk i zęby? Musiałbyś w ogóle nie mieć czaszki.
Po 2, Ty masz siłę 1, zaś Martis siłę 6, więc nie wyrwiesz mu się z uścisku.
Po 3, jesteś dla niego małą kropką, której ugryzienie (patrząc jeszcze na siłę) nie robi wrażenia.
Nadal jesteś pod szponami Martisa.
Haven nie miał czasu by ochłonąć. Tylko Martis go uspokoił, a ta jaszczurka znowu jazgocze na cały Arcane.
- Zamilcz jeńcu. - jego niski, gardłowy ton głosu rozniósł się echem po zalanej kotlinie - - To nie powód do wywyższania się? Spójrz prawdzie w oczy chłystku, jesteś mały, drobny i nic nie warty dla klanu wody, więc możemy robić z Tobą co tylko nam się podoba, przecie twoja przywódczyni wolała podkulić kitę i uciec z własnych terenów. - burknął na niego obnażając swoje kły. Rzucił znaczące spojrzenie dla Martisyahu, aby ten uwolnił raptora z uścisku. Haven złapał jaszczurkę za głowę, ba! Głowa Hectora były w paszczy Havena, zaś zęby zacisnęły się na szyi. Tyranozaur zaczął nim miotać jak szmacianą lalką, po czym rzucił nim z impetem o ścianę. Słychać było jedynie trzask, zapewne maluch coś sobie połamał, jak przykro. Nadepnął na jego ogon krusząc drobne kości.
- Tak kończy się bezczelność, oraz nieznanie swojego miejsca. Klan wody jest na samym szczycie łańcucha pokarmowego, zaś Ty stawiając się nam będziesz jedynie pożywieniem. - syknął w jego stronę gardłowo, po czym skinął łbem dla Martisa.
- Martis, ruszaj na granicę i odśwież znak zapachowy, ja zaś zrobię to samo na naszych terenach. - rozkazał mu, po czym sam odszedł rozgrzebując ziemię, ocierając się o wszystko oraz niszcząc drzewa i krzewy.
z.t
Offline